Steven Pressfield „Polowanie na Rommla”, Dom Wydawniczy Rebis, 2008 rok.
Nie jest to książka historyczna, ale z całą pewnością jest to książka opowiadająca wojenną historię. „Polowanie na Rommla” to beletrystyka czystej wody, przygodowa opowieść osadzona w realiach drugiej wojny światowej. Czyli niby nic specjalnego, księgarnie pełne są książek - harlekinów dla mężczyzn, które zamiast miłości i romantyzmu proponują strzelaniny, krew i trupy. Jednak jest kilka „szczegółów” wyróżniających tę książkę, które sprawiły, że sięgnąłem po nią na księgarską półkę.
Po pierwsze akcja toczy się w realiach wojny na pustyni i dotyczy działań mało znanej formacji LRDG (Long Range Desert Group – Pustynne Grupy Dalekiego Zasięgu tłumaczone także jako Pustynne Grupy Dalekiego Zwiadu). Nie znalazłem żadnych innych książek, wydanych w Polsce, które poruszyłyby obszernie ten temat.
Po drugie autor dołożył starań, by w swojej powieści pokazać prawdziwe realia tamtej walki, zarówno jednostek pancernych jak i jednostek LRDG. Rozmawiał z żołnierzami - weteranami LRDG, historykami, znawcami działań tej jednostki. To zdecydowanie zwiększa prawdopodobieństwo, że historia którą opowiada dla nas Steve Pressfield, mimo że fikcyjna, jest oparta na prawdziwych przeżyciach żołnierzy walczących na pustyni.
Trochę historii prawdziwej.
Oddziały LRDG powstały z konieczności. Wojska brytyjskie walczące w północnej Afryce z oddziałami włoskimi i niemieckimi musiały mieć swoje „oczy i uszy” w terenie. Jednocześnie niesłychanie trudny teren pustyni i ogromne odległości, które trzeba było pokonać, wykluczały typowy rekonesans wykonywany przez wydzielone w zwykłych jednostkach oddziały zwiadu. Były żołnierz i przedwojenny znawca pustyni Ralph Bagnold wystąpił o powołanie specjalnej służby rekonesansu, której zadaniem byłyby dalekie rajdy pustynne na tyły wroga.
Z czasem oddziały LRDG zwiększyły zakres swojej pracy z rekonesansu i pozyskiwania danych wywiadowczych do działań kurierskich, aktywnej współpracy ze służbami prowadzącymi ataki na tyły wroga (np. SAS, komandosi), czy samodzielnego organizowania zasadzek i ataków na cele priorytetowe.
W skład nielicznego grona żołnierzy LRDG wchodzili zarówno Brytyjczycy: Anglicy, Szkoci jak i żołnierze z byłych kolonii: Nowej Zelandii, Afryki Południowej, Australii. Łączyło ich jedno - każdy z nich był specjalistą w swojej dziedzinie, ale posiadał także wiedzę i umiejętności pozwalające zastąpić każdego innego członka patrolu. Musieli także wytrzymywać długie i trudne wyjazdy w małej grupie członków jednego patrolu.
Autor „Polowania na Rommla” przygodę swojego bohatera – młodego angielskiego oficera zaczyna od walk jednostek pancernych na pustyni. Później dopiero „oddelegowuje go” do LRDG i to od razu do poważnej misji. Patrole LRDG mają za zadanie odnaleźć sztab „Lisa pustyni” i zabić go!
Kolejne misje bohatera książki dotyczą już bardziej typowych zadań pustynnych patroli – odnalezienia drogi, którą będą mogły poruszać się kolumny pancerne atakujących oddziałów brytyjskich.
Książka pełna jest opisów żołnierskiego życia na dalekich patrolach. Trapiących ich problemów z paliwem, wodą, amunicją. Emocji związanych z walką, zabitymi i rannymi towarzyszami, czy rywalizacją pomiędzy patrolami. Patrole kryją się i uciekają przed liczniejszymi i lepiej uzbrojonymi oddziałami niemieckimi i włoskimi, czasami jednak zmuszone są podjąć walkę. Dowiadujemy się także jak bardzo nieprawdziwy jest obraz gorącej i suchej Afryki Północnej.
Książka wbrew krzykliwemu tytułowi nie jest tanią sensacją z wojną w tle, ale ciekawą powieścią, dzięki której możemy zajrzeć za kulisy działań służb specjalnych i tego aspektu wojny w Afryce o których nie wiadomo zbyt wiele w Polsce.
No i warto dowiedzieć się jak skończyło się spotkanie bohatera z generałem Rommlem ;-)
W moim rankingu 6-gwiazdkowym – książka dostaje 5 w swojej kategorii oczywiście.
Cytat jakiś ciekawy
„- Panie Antoś, tego jeszcze nie było! Dwa, panie Antoś, dwa dostałem. Podstawili się, panie Antoś, podstawili pod same lufy. Jeden od razu wyskoczył ze spadochronem, jak mu przygrzałem, a drugi trochę później. Jakby się jeszcze trzeci podwinął to bym i jego spruł, bo amunicji miałem do licha. Ale heca panie Antoś! Widzisz „Dziubek”, twój starszy kolega pokazał ci co potrafi. Jeśli chcesz, udzielę ci lekcji jak należy dwóch Niemców za jednym zamachem ukatrupić.
„Dziubek” skrzywił się, przymrużył oczy i odpowiedział spokojnie:
- Nie trzeba, Kazek. Widzisz ja również dwa zestrzeliłem i również dwaj piloci wyskoczyli ze spadochronem. Jeśli chcesz to raczej ja dam ci lekcje”.
Bohdan Arct „Niebo w ogniu”, Wydawnictwo MON, 1982 rok.
Zdecydowanie książka dla mnie, uwielbiam czytać takie dobrze napisane książki, fascynuje mnie II wojna światowa, a jeśli do tego wpleciona jest fikcyjna historia to lektura zapowiada się znakomicie :)
OdpowiedzUsuńNie było spotkania z Rommlem.
OdpowiedzUsuń