Stanisław Sosabowski „Najkrótszą drogą” Wydawnictwo Bellona, 1991 rok (org. Londyn, 1957 rok)
To zdecydowanie najważniejsza książka Generała i zdecydowanie najważniejszy autor książki o polskiej 1 Samodzielnej Brygadzie Spadochronowej. Tych książek nie powstało zbyt wiele, a te co są nie doczekały się zbyt wielu wydań. Tym bardziej cenna jest opowieść twórcy brygady i jej dowódcy od samego początku, gdy nie nazywano jej „spadochronową”, poprzez jedyną bitwę, którą stoczyła, do pożegnania w atmosferze, która dzisiaj możemy śmiało nazywać skandalem.
Ciekawa jest już sama geneza książki. Do jej napisania zobligowała Generała uchwała Związku Spadochroniarzy Polskich. Nikt inny nie mógł zrobić tego lepiej niż jej twórca i dowódca w najbardziej krytycznych dla niej okresach.
Historycy mówią o dwóch szkołach pisania książek przez bezpośrednich uczestników wydarzeń. Jedni skłaniają się ku pisaniu na gorąco, zaraz po ich zakończeniu, inni uważają, ze lepiej odczekać aż opadną emocje, dostępne będą kolejne materiały źródłowe i opowieść będzie pełniejsza. Ale co z emocjami, które da się uwiecznić tylko „na żywo”?
Polecenie napisania książki otrzymał Generał 11 lat po tym jak rozstał się z brygadą, 10 lat po zakończeniu II wojny światowej. To wystarczająco dużo czasu żeby jego wspomnienia i historia brygady nie były naznaczone piętnem emocji związanej z niesprawiedliwym potraktowanie go przez Brytyjczyków i polskich przełożonych. I tego tematu w tej książce nie ma (pojawia się w napisanej później biografii „Droga wiodła ugorem”). Trochę szkoda, ale dzięki temu otrzymujemy obiektywną relację.
Lata 50-te nie były dla Generała łatwe. Po kilku nieudanych eksperymentach z własnym interesem, emerytowany generał został magazynierem w fabryce urządzeń elektrycznych. Książkę pisał wieczorami, po powrocie do domu, w weekendy i w czasie przerw w pracy.
Wracajmy do samej książki i wojennej historii, którą opisuje. Trudno jest ocenić wiele aspektów powstania pierwszej polskiej wielkiej jednostki spadochronowej, ale warto pochylić się nad jednym z nich, tym najbardziej znaczącym i najbardziej odbijającym się na jej historii.
Przeznaczenie do Kraju
Przeznaczenie do wsparcia powstania powszechnego w okupowanej Polsce stało się przyczyną powstania brygady. Zarówno sam Generał jak i jego zwierzchnicy budując jednostkę myśleli, że wesprze ona Armię Krajową podczas powstańczego zrywu. Jej przerzucenie „najkrótszą drogą” - powietrzną miało pozwolić by jako pierwsza jednostka wojska polskiego na Zachodzie uczestniczyła w wyzwalaniu Ojczyzny. Takie życzenie stało się jej szczęściem i przekleństwem.
Szczęściem, bo podniosło to jej prestiż i w ogóle pozwoliło zaistnieć. Można domyślać się, ze gdyby nie przeznaczenie krajowe władze polskie w Wielkiej Brytanii nie pokusiłyby się o powołanie do życia drogiej i czasochłonnej jednostki. Bardziej prawdopodobne byłoby zasilenie niedoszłymi żołnierzami brygady którejś brygady strzelców, czy 1 Dywizji Pancernej. Tymczasem wszystkie jednostki polskie w Wielkiej Brytanii cierpiały na braki osobowe, nawet po zasileniu ich żołnierzami z Bliskiego Wschodu.
Prawdopodobnie brygada była również atrakcyjna dla młodych oficerów, którzy nudząc się monotonną służbą na Wyspach szukali możliwości powrotu bojowego do kraju. Brygada stała się rezerwuarem i jednostką szkoleniową dla Cichociemnych, których Generał traktował jak własnych żołnierzy (w książce można znaleźć jego żal z powodu ustanowienia innej odznaki spadochronowej dla Cichociemnych, którzy do tej pory nosili „zwykły” znak spadochronowy).
Ale Kraj był także przekleństwem brygady. Mało brakowało, a pozostała by ona jedną z jednostek wyszkolonych i doskonale przygotowanych do walki, która nie wzięła w niej udziału. Zarówno Generał jak i część jego zwierzchników bronili brygady przed włączeniem jej w skład sił alianckich walczących na kontynencie.
Czy słusznie?
Wg mnie nie. Oczywiście łatwo jest pisać takie rzeczy 66 lat po wojnie, teraz gdy przeczytało się już kilkanaście książek na ten temat. Jednak wszystko wskazuje na to, że nawet wtedy chłodno myślący człowiek musiał zauważyć niemożność wykonania planu przerzucenia brygady do kraju. Do listopada 1943 roku Polacy musieli wiedzieć, że na wyspach nie ma samolotów, które mogłyby przerzucić jednostkę do Polski. Używane do przewożenia Cichociemnych i zrzutów sprzętu bombowce były do tych lotów specjalnie przebudowywane, a i tak mogły zabierać na pokład ograniczoną ilość sprzętu i ludzi. W związku z kilkoma czynnikami, które musiały współgrać ze sobą (długie noce, pełnia księżyca, dobra pogoda) do Polski przerzucono tylko 316 Cichociemnych w ciągu czterech lat! Zależności musiały być jasne.
Po odwiedzinach Generała w USA (przełom 1943/1944 roku) odkryto C-47 Dakota, których Amerykanie używali jako wielozadaniowych samolotów transportowych, także do transportu i zrzucania spadochroniarzy. Jednak nawet wtedy musiano zauważyć, że misja przerzucenia Dakotami brygady do Polski musiałaby się skończyć nieszczęściem. Powolna (jak na warunki 1944 roku) kolumna transportowa, pozbawiona w najbardziej newralgicznym momencie ochrony myśliwców, padłaby łupem myśliwców niemieckich i dobrze zorganizowanej obrony przeciwlotniczej. Nawet dobrze przygotowane do dalekich rajdów załogi i samoloty specjalnej jednostki RAF ponosiły ogromne straty gdy latały ze zrzutami dla walczącej Warszawy.
Łyżka dziegciu
Moim jedynym zastrzeżeniem do postaci Generała jest właśnie konsekwentne budowanie w swoich żołnierzach i przełożonych przekonania o przeznaczeniu do Kraju.
Generał i jego przełożeni jak wilki walczyli o maksymalnie odwleczenie terminu przekazania brygady pod dowództwo brytyjskie. Ze wspomnień Generała wynika także, że już po przejściu do 1 Korpusu Powietrznodesantowego, nadal jego priorytetem było oszczędzenie stanu osobowego brygady, która miała przecież nadal lecieć do Polski!
To nie mogło się nie odbić na jego stosunkach z Brytyjczykami, którzy nie rozumieli tych założeń. I źle się to dla Generała skończyło – niedługo po bitwie o Arnhem, na prośbę Brytoli, Generała odwołano ze stanowiska.
Już choćby z tego widać, że szansa, by alianci poparci sprzętowo (a tylko oni dysponowali flotą lotniczą, która miałaby szansę przenieść brygadę do Polski) przerzucenie brygady do kraju była iluzorycznie mała. Zdecydowanie zawiniła tu nasza dyplomacja, która chyba nawet nie starała się przygotować ich do takiej decyzji. Nawet wsparcie dla walczącej Warszawy zaczęto na serio organizować dopiero 3 sierpnia!
Zastanawiam się także na ile iluzja wszechstronnej pomocy lotniczej (przerzucenie 1 SBS, zrzuty zaopatrzenia, bombardowania wskazanych celów), stworzona przez rząd i sztab Naczelnego Wodza w Londynie wpłynęły na decyzję o Powstaniu Warszawskim?
Jak widać z moich powyższych przemyśleń książka Generała pozwoli zapoznać się nie tylko z powstaniem i historią 1 SBS, ale może także, choć trochę między wierszami, naświetlić kwestie polityki rządu polskiego w Londynie.
Jednak, mimo wszystko, nie jest książka dla każdego. Żeby cieszyć się z jej czytania, trzeba interesować się wojskiem i jego historią, niby nie jest to nic niezwykłego, bo dotyczy wszystkich książek z historiami wojennymi, ale ta jest szczególna. Generał omawia w niej wszystkie aspekty powstawania i funkcjonowania brygady. Omawia jak zdobywał i traktował oficerów, podoficerów i szeregowych, kapelanów i służby wewnętrzne... To niemal dokładna instrukcja obsługi tworzenia i scalania wielkiej jednostki bojowej. Jest tu wiele szczegółów, które dla szukających tylko ciekawych historii będą po prostu nużące, zainteresują za to maniaków wojskowości.
Do niedawna ta książka była bardzo słabo dostępna, jej jedyne polskie wydanie z roku 1991 kosztowało na aukcjach ponad 100 zł. Cale szczęście w tym roku wydało ją wydawnictwo LTW i jest do kupienia za „normalne” pieniądze.
W moim rankingu 6-gwiazdkowym – 5 z +
Cytat jakiś ciekawy
„- Panie Antoś, tego jeszcze nie było! Dwa, panie Antoś, dwa dostałem. Podstawili się, panie Antoś, podstawili pod same lufy. Jeden od razu wyskoczył ze spadochronem, jak mu przygrzałem, a drugi trochę później. Jakby się jeszcze trzeci podwinął to bym i jego spruł, bo amunicji miałem do licha. Ale heca panie Antoś! Widzisz „Dziubek”, twój starszy kolega pokazał ci co potrafi. Jeśli chcesz, udzielę ci lekcji jak należy dwóch Niemców za jednym zamachem ukatrupić.
„Dziubek” skrzywił się, przymrużył oczy i odpowiedział spokojnie:
- Nie trzeba, Kazek. Widzisz ja również dwa zestrzeliłem i również dwaj piloci wyskoczyli ze spadochronem. Jeśli chcesz to raczej ja dam ci lekcje”.
Bohdan Arct „Niebo w ogniu”, Wydawnictwo MON, 1982 rok.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz