David Stafford „10 dni do D-Day. Ostanie chwile przed wyzwoleniem Europy”, Wydawnictwo Magnum, 2004 rok.
Większość książek z D-Day w tytule skupia się na samej inwazji. To tam działy się najciekawsze rzeczy – krwawe walki, wybuchy, krew i flaki, czyli wszystko to co czytelnicy książek wojennych lubią najbardziej. Oczywiście generalizuję i upraszczam, bo wszyscy lubimy czytać o duchowych rozterkach żołnierzy, o ich tęsknocie za pozostawionymi narzeczonymi, bezsennych nocach po zabiciu pierwszego człowieka... Ale mimo wszystko pociągają nas przede wszystkim bohaterskie czyny lądujących w Normandii: spadochroniarzy, komandosów, rangersów, piechociarzy itd.
Pewnie dlatego większość autorów wydarzeniom bezpośrednio przed inwazją na kontynent poświęca tyle miejsca ile jest to konieczne dla wyjaśnienia tła historycznego i złożoności problemu zaplanowania wielkiego desantu.
W „10 dniach...” jest inaczej. Tu akcja zaczyna się w niedzielę 28 maja, dziesięć dni przed atakiem i przez kolejne dziesięć rozdziałów pokazuje nam przygotowania kilku osób w różny sposób z nim związanych. Od Churchilla, przez Eisenhowera, Hitlera, żołnierzy jednostek przygotowanych do walki, służb specjalnych, szpiegów, bojowników francuskich do dziewczyny pracującej w pomocniczych służbach floty brytyjskiej. Wszyscy oni, mimo że dzieliła ich ranga, znajomość tajemnic, płeć, kraj który chcieli bronić, czekali na ostateczny dzień inwazji, o którym wiedzieli, że musi nastąpić i z którym wiązali swoje nadzieje.
Z powodu mnogości wątków trudno jest omówić wszystkie ciekawe wojenne historie w tej książce. Uważam, że warto jednak opowiedzieć o tych z nich które, wg mnie, z punktu widzenia historii i nas – Polaków są najistotniejsze.
Spokojny kraj
Bardzo uderzyło mnie, że w maju i czerwcu 1944 roku Anglia żyła już życiem kraju spokojnego – działały teatry, kina, restauracje i puby. Rząd zajmował się już tym jak będzie wyglądało życie powojennej Wielkiej Brytanii. A przecież nic nie było jeszcze rozstrzygnięte! Dzisiaj już wiemy, że inwazja powiodła się i za niecały rok III Rzesza upadnie, ale wtedy nic nie było pewne. Ten optymizm i to sięganie myślą w przyszłość jest naprawdę ciekawe i warte zapamiętania.
Innym wątkiem, z Polską w tyle głowy, jest to czym zajmował się Winston Churchill np. jego kłopoty z przywódcą Wolnych Francuzów. Charles de Gaulle chciał widzieć Francję wielką i nie zgadzał się by o jego kraju decydowali Anglicy i Amerykanie. Tymczasem alianci potrzebowali go by wygłosił przemówienie do Francuzów w dniu inwazji, wezwał ich do walki i współpracy przy wyzwalaniu ojczyzny. Premier Wielkiej Brytanii coraz mniej cierpliwie znosił kaprysy Francuza. Raz podlizywał mu się, innym razem zdenerwowany kazał odsyłać go do Algierii w kajdankach. A to tylko jeden z problemów z którymi borykał się Churchill, była jeszcze okupowana Jugosławia i jej walki wewnętrzne, bliski wschód z podnoszącymi głowę Arabami i Żydami, Grecja z budzącym się ruchem komunistycznym, Indie i wojna z Japonią, itd. itp.
Gdzie tu Polska? - Zapyta uważny czytelnik.
Ano właśnie. Gdy poznamy bliżej skalę problemów przed jakimi stawała Wielka Brytania pod koniec drugiej wojny światowej, trochę trudniej dziwić się temu, że polskie sprawy nie były najważniejsze dla brytyjskiego premiera. Na nasze ziemie wkraczała już wtedy Armia Czerwona, a Stalin obiecywał, że Polacy sami zadecydują o swoim istnieniu. Oczywiście Churchill wiedział, że Stalinowi nie wolno ufać, ale wiedział także, że bez niego nie pokona się Hitlera i możliwość zawarcia separatystycznego pokoju ZSRR i III Rzeszy była wielkim zagrożeniem dla planów zachodnich aliantów. Czy mógł on, wiedząc, ze po wojnie zadłużona i biedna Wielka Brytania, będzie miała mnóstwo własnych kłopotów lepiej zadbać o nas?
Szpiedzy tacy jak on
Inną historią jest gra szpiegowska prowadzona przez podwójnego agenta o pseudonimie Garbo (wg aliantów) i Arabel (wg Niemców). Naczelnym zadaniem kontrwywiadu brytyjskiego było upewnienie Niemców, że inwazja, bez względu na wszystko, nastąpi w najwęższym punkcie Kanału La Manche – w Pas de Calais. Stworzono w tym celu fikcyjna armię z prawdziwym i już legendarnym generałem G.S. Pattonem, rozciągnięto fałszywą siec radiową, zbudowano obozy wojskowe z dmuchanymi czołgami i wozami bojowymi. W portach stały makiety barek desantowych. Jednak jedną z najważniejszych ról w tej dezinformacji zagrał właśnie Garbo – Hiszpan, który sam zgłosił się z chęcią współpracy do Anglików i później został jednym z najbardziej zaufanych agentów niemieckiego wywiadu – Abwehry (tej od kapitana Klossa). Oczywiście agentem kierowanym przez brytyjski kontrwywiad. Garbo/Arabel potrafił być tak wiarygodny, że jego depesze docierały nawet do samego Hitlera, a dla uwiarygodnienia swojej postaci uprzedził Niemców o lądowaniu aliantów w Normandii!
Ale nie tylko dla tych wątków warto przeczytać „10 dni...”. Bo poznajemy tu także postać francuskiego/rumuńskiego Żyda ukrywającego się w Paryżu, czy młodą dziewczynę pełniącą swoją funkcję w centrali szyfrów Royal Navy i agentów SOE we Francji.
To spojrzenie na wojnę inne niż zazwyczaj i wydaje się, że takie jej pokazanie sprawia, że jest nam bardziej bliska i bardziej ludzka.
W moim rankingu 6-gwiazdkowym – 5.
Cytat jakiś ciekawy
„- Panie Antoś, tego jeszcze nie było! Dwa, panie Antoś, dwa dostałem. Podstawili się, panie Antoś, podstawili pod same lufy. Jeden od razu wyskoczył ze spadochronem, jak mu przygrzałem, a drugi trochę później. Jakby się jeszcze trzeci podwinął to bym i jego spruł, bo amunicji miałem do licha. Ale heca panie Antoś! Widzisz „Dziubek”, twój starszy kolega pokazał ci co potrafi. Jeśli chcesz, udzielę ci lekcji jak należy dwóch Niemców za jednym zamachem ukatrupić.
„Dziubek” skrzywił się, przymrużył oczy i odpowiedział spokojnie:
- Nie trzeba, Kazek. Widzisz ja również dwa zestrzeliłem i również dwaj piloci wyskoczyli ze spadochronem. Jeśli chcesz to raczej ja dam ci lekcje”.
Bohdan Arct „Niebo w ogniu”, Wydawnictwo MON, 1982 rok.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz