Piotr Langenfeld „Afganistan.
Dotknąłem wojny” Wydawca ENDER, 2011 rok
Czy wiecie, że gdyby taka myśl
przyszła wam do głowy, moglibyście wybrać się na wojnę i to nie
taką udawaną, inscenizowaną, ale prawdziwą! Tam gdzie prawdziwi
ludzie strzelają do prawdziwych ludzi z prawdziwych karabinów,
prawdziwymi kulami.
Chcielibyście? Ja nie. Lubię wojenne
opowieści, podziwiam dokonania żołnierzy, ale mam nadzieję, że
to już historia i podobne emocje już nam nie grożą. W tej książce
można przeczytać, że nie wszyscy podzielają mój pogląd. Jej
autor, rekonstruktor historyczny odtwarzający drugowojennego
żołnierza amerykańskiego, postanowił zobaczyć wojnę z bliska.
Okazało się to proste. Jako dziennikarz zgłosił armii
amerykańskiej swoją chęć wyjazdu do Afganistanu. Dostał
akredytację i pojechał... My otrzymaliśmy solidny reportaż. I
historię wojenną, której mogliśmy się nie spodziewać.
Bo czy ktoś z Was mógł przypuszczać,
że wystarczy wyrazić chęć a potem wsiąść w samolot wylądować
na lotnisku w Kabulu, taksówką podjechać do amerykańskiej bazy
wojskowej, by w konsekwencji, razem z amerykańskimi żołnierzami,
trafić na wzgórze ostrzeliwane przez talibów?
No teraz wydaje się to proste – po
przeczytaniu książki i złożeniu powyższego, wielokrotnie
złożonego zdania – i może rzeczywiście takie było. Jednak nie
każdego stać na podjecie takiego wyzwania. Zaś autorowi owa
„wycieczka” spodobała się na tyle, że po pierwszym razie
postanowił pojechać raz jeszcze. W ten sposób dostajemy dwa w
jednym – dwie opowieści w jednej książce to prawdziwa promocja.
Ostatnio możemy przeczytać i obejrzeć
kilka ciekawych historii z wojny w Afganistanie (jedną z nich
opisywałem trochę wcześniej). Na kilku kanałach telewizyjnych
pokazywane są, często kilkuodcinkowe, dokumenty na temat żołnierzy
sił sojuszniczych (nawet polskie telewizje postanowiły pokazać
naszych wojaków), rzadko jednak kamery i reporterzy towarzyszą
żołnierzom w misjach bojowych.
Tymczasem Piotrowi udało się na tyle
„obłaskawić” Amerykanów, że pozwolili mu dołączyć do akcji
bojowych i podpatrywać ich w bardziej ekstremalnych sytuacjach. Do
jego specjalnego „szczęścia” należy zaliczyć dodatkową
współpracę talibów, którzy postanowili ostrzelać owych
żołnierzy i jego również, przy tej okazji.
Mamy dzięki temu kilka niezłych
portretów żołnierskich, prawdziwych sytuacji taktycznych i
autentycznych rozmów. Także dzięki rekonstrukcyjnemu hobby (zawsze
można znaleźć miłośników tych samych amerykańskich formacji) i
temu, że wszędzie można znaleźć rodaków (np. jako amerykańskich
oficerów).
Jeśli interesuje Was sytuacja w
Afganistanie (roku 2009, czyli niedawno), to co myślą i czują nasi
amerykańscy sojusznicy, jak wygląda życie korespondenta wojennego
to poczytajcie a przy okazji podnieście średnią czytelnictwa w
Polsce. Dodatkowym atutem są zdjęcia, które ponieważ książka w
całości wydana jest na dobrym papierze, znajdują się we
właściwych, ilustrujących opowieść miejscach.
A propos korespondentów wojennych.
Ostatnio czytałem sobie historię
niewojenną. Autor owej powieści, sam były reporter wojenny,
opisuje przygodę swojego bohatera – fotoreportera. Ów fotograf za
200 marek miał możliwość śledzić „pracę” snajpera
ostrzeliwującego ulice oblężonego Sarajewa. Leżąc obok niego na
dachu, między jednym a drugim strzałem, bohater książki wypytywał
snajpera o szczegóły. Chłodno i obiektywnie pytał o motywy
wybierania tego a nie innego celu (cywilów przemykających „aleją
snajperów”), kąty wyprzedzenia ze względu na siłę wiatru itp.
Oczywiście to zmyślona opowieść, ale nie może nie wzbudzić
pytania o rzeczywisty obiektywizm dziennikarzy relacjonujących
wojnę. Nie trzeba wiele wysiłku by znaleźć w prasie, internecie,
telewizji reportaże z jakiejś wojny. Straszne zdjęcia zabijanych i
zabitych ludzi, które możemy obejrzeć pomiędzy kęsem hamburgera
i łykiem kawy. I o których zapominamy równie szybko jak o smaku
tych posiłków.
Czy musimy je oglądać? Czy nasi, tzw.
wolnego świata, dziennikarze muszą robić te zdjęcia i filmy. Co
czuje fotoreporter robiąc zdjęcia zabijanym ludziom? Co nim
kieruje? Czy chłodny obiektyw aparatu, kamery może rzeczywiście
być bezstronny? Są tacy, którzy twierdzą, że rzeczywistość
jest kreowana przez obserwatora. Czy korespondenci wojenni tworzą
wojny? Z całą pewnością tworzą ich obraz.
A może tworzony przez nich obraz wojny
pozwala je zakończyć? Zmusza światowe potęgi do reakcji wpływając
na opinię publiczną. Nie sądzę. Wielcy tego świata i tak
interweniują tam gdzie widzą swój interes, a w manipulacji masami
swoich wyborców są mistrzami.
Co więc dostarczają nam dziennikarze
opisujący wojnę? Współczesny, równie przerażający, rodzaj
igrzysk, rzymskiej areny i walk gladiatorów? Dużo pytań i dużo
wątpliwości.
A wszystko przez dwie całkiem
sympatyczne historie. Ta wojenna, która była bezpośrednią
przyczyna mojego tu wpisu i ta druga - „Batalista” Arturo
Perez-Reverte, Wydawnictwo MUZA, 2007.
W
moim rankingu 6-gwiazdowym – książka dostaje mocną 5
– za
odwagę, historię, fajny język i lekkość czytania przede
wszystkim.
Co do książki o Afganistanie to na pewno przeczytam, bo interesuję się tym tematem :)
OdpowiedzUsuń