Marek
Celt (Tadeusz Chciuk) „Z Retingerem do Warszawy i z powrotem.
Raport z podziemia 1944”.Wydawnictwo LTW, 2006 rok.
Jakoś
tak, chyba dzięki PRL-owi, drugowojenny rząd na uchodźstwie, jego
podziemna delegatura i armia mają bardzo dobry wizerunek. Lubimy
myśleć, że, pomijając skrajności komunistów i skrajną prawicę,
naród i jego politycy byli zjednoczeni i jednomyślni w drodze do
wywalczenia wolności. Ale przecież wcale tak nie było. To my sami,
tu w kraju, zwanym czasowo PRL, stworzyliśmy sobie ten idealny
obraz. Nie mieliśmy przecież dostępu do chociażby wydawnictw
emigracyjnych historyków, którzy opisywali gorzką prawdę, że
polityka czasów wojny niewiele różniła się od tej dzisiejszej.
Od
końca PRL coraz częstsze są książki, w których wyczytać można
owe podziały państwa podziemnego i rządu na uchodźstwie i linii
przechodzących w poprzek i wzdłuż tych organizacji. „Z
Retingerem...” Marka Celta jest jedną z nich. Marek Celt
(pseudonim Tadeusza Chciuka) w czasie drugiej wojny światowej był
kurierem politycznym.
Dzisiaj
w dobie Internetu, telefonii komórkowej, satelitarnej itp.
eksperymentów trudno nam zrozumieć, że łączność pomiędzy
Londynem a okupowaną Warszawą była bardzo trudna. Z konieczności
krótkie, szyfrowane komunikaty nie mogły przenosić niuansów
polityki, ważnych dokumentów i zaleceń. To mogli robić tylko
kurierzy. A wojenny kurier to nie była postać zwyczajna, bo
najkrótszą drogą do Polski był skok spadochronowy zazwyczaj w
jednej grupie z cichociemnymi.
Kurierzy
przewozili pocztę dyplomatyczną, dokumenty w formie fotokopii na
błonach fotograficznych, ale także niemałe kwoty pieniędzy
przeznaczonych na działalność podziemnego państwa. Ale poza tym
rolą kuriera było także przekazanie informacji ustnie. W swojej
książce Marek Celt porównuje swoją rolę do płyty gramofonowej,
która nagrywana jest z jednej strony w Londynie, by po przybyciu do
Polski odtworzyć jej zawartość i znów „nagrać” drugą stronę
płyty w Warszawie, żeby przekazać zawartość w Londynie.
Rola kuriera
W
czasie wojny Marek Celt tą drogę pokonał dwa razy. Pierwszy skok
do Polski wykonał pod koniec 1941 roku w zespole Jacket (m.in. razem
z mjr Maciejem Kalenkiewiczem „Kotwiczem” i kpt. Alfredem
Paczkowskim „Wanią”). Opis tej niełatwej drogi Celt zawarł w
swojej książce „Koncert. Opowiadanie cichociemnego”. W 1941
roku Celt był wysłannikiem gen. Sikorskiego.
W
kwietniu 1944 roku Marek Celt był kurierem premiera Mikołajczyka
(ps. „Stem”). Jego misja była na tyle ważna, że tym razem miał
przekazać do kraju informacje na temat politycznego ustawienia
Polski w ówczesnym świecie. Premier Mikołajczyk poświęcił kilka
tygodni na przekazanie niuansów świata polityki swojemu kurierowi,
załatwił mu spotkania z najważniejszymi polskimi politykami w
Londynie. W grę wchodziła... Polska. Rząd w Londynie wiedział, po
konferencji wielkiej trójki w Teheranie, że Polska znalazła się w
strefie wpływów Związku Radzieckiego i że jedyną możliwością
na uratowanie kraju jest jakieś „dogadanie się z czerwonymi”.
Rząd londyński miał bolesną świadomość, że Amerykanom i
Brytyjczykom bardziej zależy na tym, żeby Stalin i jego wojska
wciąż walczyły ze wspólnym wrogiem (najpierw Niemcami, potem
Japończykami) niż na niepodległości Polski, którą zawierzyli
temu ostatniemu.
Kłopotliwy pasażer
Ważne
było, by, używając języka współczesnej polityki, tą wiedzę
posiedli również politycy w okupowanym kraju. I to była
najważniejsza część misji Marka Celta. Żeby wzmocnić przekaz
Mikołajczyk zdecydował się na posłanie, razem ze swoim kurierem ,
Józefa Hieronima Retingera – na własną jego prośbę. Retinger
był postacią kontrowersyjną, szarą eminencją polskich rządów w
Londynie, politykiem i doradcą zarówno polskich jak i brytyjskich
kół rządowych. Stał się także niełatwą częścią misji
Celta, bo ów 56-latek miał w swoim życiu pierwszy raz skoczyć ze
spadochronem bojowo do Polski. Odmówił szkolenia i skoków
treningowych, bo, jak sam mówił, miał świadomość, że może
złamać nogę podczas pierwszego skoku i wolał żeby stało się to
już na polskiej ziemi. Nie był człowiekiem dobrego zdrowia a o
kolejnej jego trudnej przypadłości Celt dowiedział się już w
Polsce.
Retinger
(skrzętnie ukrywany w brytyjskim mundurze, a w razie potrzeby i za
maską) i Celt spędzili kilka tygodni we Włoszech, czekając na
dobrą pogodę i sprzyjające okoliczności do lotu do Polski. Czas
ten autor opisuje jako swego rodzaju sinusoidę nastrojów – raz
lubił i podziwiał swojego towarzysza innym razem nabierał
podejrzeń i zaczynał wierzyć w plotki (o Retingerze mówiono jako
o brytyjskim szpiegu, zwolenniku sowietów czy nawet agencie...
meksykańskim). W końcu jednak przekonał się do swojego
towarzysza, co zdecydowanie przydało się w ich pracy w okupowanej
Polsce.
Skoczyli
szczęśliwie do Polski 4.04.1944 i Celt w tej dacie dopatrywał się
dobrej wróżby. Niestety nie dotyczyła ona kluczowych dla ich pracy
spotkań z delegatem rządu w kraju i politykami Polski podziemnej.
Odciętym
od informacji zewnętrznej politykom i żołnierzom w Polsce wydawało
się, że wiedzą lepiej. I że to ich widzenie świata i polityki
wobec nadchodzących wojsk radzieckich ma jedyną rację. Nawet
zakulisowe i często niekonwencjonalne spotkania Retingera nie
odniosły skutku i zarówno kurierowi, jak i jego towarzyszowi,
pozostało tylko zebrać jak najwięcej informacji i wrócić zdać
relację w Londynie. Tym bardziej, że doszły ich sprawdzone
informacje, że wywiad Armii Krajowej planuje zamach na Retingera
jako na zdrajcę.
Po
kilku przygodach obaj wylecieli z Polski samolotem w ramach operacji
trzeciego „Mostu”, cztery dni przed wybuchem Powstania
Warszawskiego, a z premierem Mikołajczykiem spotkali się na Bliskim
Wschodzie w jego drodze do Moskwy.
Warto
przeczytać te książkę nie tylko dlatego, że jest dobrze opisaną
ciekawą przygodą i wojenną historią, ale także, a może przede
wszystkim dlatego, że możemy poznać z niej dylematy polskiej
polityki postawionej pomiędzy młotem (i sierpem) a kowadłem. Gdy
rozstrzygały się losy ziem wschodnich z Lwowem i Wilnem oraz losu
Polski i jej rządu pozostawionego samego w konfrontacji z
tryumfującym stalinizmem.
Częścią
książki są aneksy: ze sprawozdaniem Celta z jego pobytu w
okupowanej Polsce, protokółem Retingera z jego niechlubnej dla AK
przygody z drugim „Mostem” oraz skrótami z audycji polemicznej
wobec artykułów w PRL-owskiej prasie, którą Marek Celt prowadził
w Radiu Wolna Europa w latach osiemdziesiątych.
W
moim osobistym 6-gwiazdkowym rankingu: 5+.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz