George
Wilson „Jeśli przeżyjesz”, Wydawnictwo Amber, 2013 rok
Porucznika
Wilsona poznajemy jeszcze nie jako oficera armii USA ale jako
niedoszłego studenta, który jesienią 1942 roku, tydzień przed
rozpoczęciem studiów, otrzymał powołanie do piechoty. Przeszedł
wszystkie etapy niezbędne do zostania frontowym oficerem –
szkolenie unitarne, szkołę podoficerską i wreszcie szkołę
oficerów piechoty. I tak Wilson został „trzymiesięcznym cudem”,
czyli oficerem mianowanym po trzech miesiącach kursu.
Front
potrzebował oficerów, a amerykańska armia nie miała ich zbyt
wielu przed wojną, a więc otwierała takie właśnie trzymiesięczne
ich „fabryki”. Po kolejnym roku pełnienia nudnej służby w
Stanach, młody oficer trafił do Europy, a niewiele później, z
gromadą podobnych mu żółtodziobów, w ramach uzupełnień - na
front do Normandii.
Wilson
i jego koledzy trafili do jednostki liniowej. On do 22. Pułku 4.
Dywizji Piechoty. W plutonie, którego został dowódcą było tylko
5 żołnierzy z 40 którzy lądowali wraz z dywizją na plażach
Normandii (resztę stanowiły uzupełnienia), a w walkach stracili,
od 6. czerwca, 4. kolejnych oficerów.
Autor
i tak uważa się za szczęściarza, bo miał czas poznać swoich
żołnierzy przed pójściem do ataku, inni oficerowie z uzupełnień,
często przejmowali oddziały na linii frontu, pod ogniem wroga.
Dalej
możemy przeczytać historie o kolejnych miesiącach niemal
bezustannych walk porucznika Wilsona na froncie zachodnim 2. wojny
światowej. Od przełamania pod Saint-Lô, przez pościg za
wycofującymi się Niemcami, wkroczenie do Paryża, walki o linię
Zygfryda i w lesie Hürtgen, w czasie odpierania niemieckiej ofensywy
w Ardenach i znów o walkach na linii Zygfryda.
Porucznik
pisze je prostym, bardzo jasnym i pozbawionym zbędnych przymiotników
językiem. I mimo że jego opowieść aż przepełniona jest opisami
walk na pierwszej linii, historii prowadzonych patroli bojowych oraz
opisów śmierci i zranień kolejnych jego kolegów oficerów,
podoficerów i szeregowych - w niektórych bitwach jego pluton i
kompania miały straty dużo powyżej 100% stanu (wliczając
uzupełnienia, które docierały na linię frontu) - czytając nie
odnosimy wrażenia, że jest to opowieść bohatera.
Wprost
przeciwnie, Wilson niejednokrotnie chwali innych: sanitariuszy,
lotników, artylerzystów, swoich oficerów i innych dowódców,
żołnierzy. Swoje tak długie przeżycie na froncie usprawiedliwia
(to dobre słowo)... żołnierskim szczęściem.
Gdy
więc doczytamy do momentu rany na tyle poważnej, że bohater ląduje
w szpitalu w Anglii niemal ze zdumieniem zauważamy, że mamy do
czynienia z bohaterem, który ma na koncie trzy Purpurowe Serca, dwie
Brązowe Gwiazdy i jedną Srebrną Gwiazdę. I że spędził na
froncie, niemal nieprzerwanie 8 miesięcy.
To
ostatnie moglibyśmy sobie sami wyliczyć, ale pada to jako część
ciekawej anegdoty. Gdy porucznik trafia do szpitala dręczy go
potężny rozstrój żołądka, na który lekarze nie mogą znaleźć
leku. Przy dokładniejszym wywiadzie okazuje się, że Wilson, który
spędził tyle czasu na pierwszej linii, żywił się przez 90% tego
czasu racjami polowych i teraz jego układ pokarmowy nie może
przestawić się na normalne jedzenie!
To
kolejna świetna historia wojenna napisana przez frontowego
żołnierza. I jej siłą jest właśnie ta skromność i język
oraz... wszystkie opisy bitew i patroli. Wilson opowiada wszystko ze
swojego punktu widzenia, rysując tylko tło taktyczne i
strategiczne, tak więc dostajemy naprawdę ciekawe, nawet dla laika,
opisy walk małych grup i jednostek piechoty amerykańskiej. Autor
rzadko skarży się na swoich przełożonych, choć czasem
wprowadzali go na minę (miejscami dosłownie), zawsze jednak
zauważa, że jego negatywna ocena może być związana z brakiem
ogólniejszej wiedzy na temat teatru działań.
Denerwowało
go również niedocenianie amerykańskiej 1. Armii i jej dowódcy –
gen. Hodgesa przez sztab i media na rzecz 3. Armii i gen.
Pattona.
Czy
warto przeczytać? Jeśli zbłądziłeś na wojennehistorie.pl to
znaczy, że z pewnością jesteś klientem docelowym tej książki i
gwarantuję ci pełną satysfakcję :-)
W
moim osobistym 6-stopniowym rankingu: mocna 5.
ps. Kolejna książka przeczytana z czytnika. Rynek dostępnych po polsku e-książek z wojennymi historiami jest coraz ciekawszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz