Piotr
Langenfeld „Czerwona ofensywa”,
Warbook, 2014 r. Przeczytana w e-booku.
To
książka, jaką chyba każdy z nas chciał kiedyś napisać.
Oczywiście przez „nas” rozumiem, mimo wszystko, dość wąskie
grono historyków - amatorów i zawodowców (ci, pewnie bardziej
ceniąc sobie prawdę niż fikcję, oczywiście mniej by chcieli)
oraz innych miłośników historii drugiej wojny światowej. No i
trzeba by z tego grona wykluczyć tych, którzy znając swoje
możliwości od razu odrzucają wszelkie próby pisania. Pierwsze
zdanie powinno więc brzmieć – To książka, jaką nieliczni z nas
chcieli kiedyś napisać, a jeszcze bardziej nieliczni powinni to
robić – ale przecież nie brzmiałoby tak dobrze jak w pierwszej
wersji.
Tymczasem
tak naprawdę wielu z nas spędziło wieczory nad zastanawianiem się
nad historią alternatywną, samemu nad kolejną książką lub z
kolegami (czasem nawet koleżankami, choć ich obecność
dekoncentruje) nad herbatą i oranżadą i wspólnie zastanawialiśmy
się „co by było gdyby...?”.
Oczywiście
każda taka dyskusja zawsze ma charakter czysto akademicki, bo nikt
nie wie jak potoczyłaby się historia gdyby wydarzyło się to, czy
tamto. Najlepszą dla takich rozważań formą jest właśnie fabuła,
jaką sprezentował nam Piotr Langenfeld.
I
to co zrobił jest dobre, przynajmniej w mojej ocenie.
Książka,
podzielona na krótkie epizody, dobrze się czyta. Przeskakujemy w
czasie i przestrzeni pomiędzy kolejnymi przygodami głównych
bohaterów. Dzięki temu jest dynamicznie i ciekawie, a
lektura wciąga jak amerykański serial sensacyjny.
Że
nie wszystko się klei? Że zapewne w tamtych czasach nie było tak
niezniszczalnych czołgów, a lotnictwa sprzymierzonych nie można by
było tak łatwo zneutralizować? Że to czy tamto w oczach
niektórych pewnie wyglądało by inaczej? Ależ oczywiście!
Książka, a w zasadzie książki, bo są jeszcze
dwa kolejne tomy kontynuujące historię, Piotra Langenfelda
jest jakby zaproszeniem do dyskusji prowadzonych przy kieliszku czy
szklance - „Co by było, gdyby?” - ale tym razem jest do nich
podstawa. Zapewne każdemu, kto podejmie rękawicę, autor z
przyjemnością przyklaśnie.
Tym
bardziej, że niemal otwarcie korzysta z tego, że należy do
wąskiego grona naprawdę niezgorszych rekonstruktorów
drugowojennych. I wywołuje do tablicy innych. Zapewne nieprzypadkowo
wśród zbiorowych i indywidualnych bohaterów powieści znaleźć
można jednostki odtwarzane przez polskie grupy rekonstrukcyjne. Już
w pierwszej przeczytanej części znalazłem ich kilka, a wiem, że w
kolejnych znajdują się dalsi (łącznie z 1. Kanadyjskim Batalionem
Spadochronowym!). Za tę zabawę, skierowaną tak naprawdę do tak
wąskiego grona, że trudno ją nazwać chwytem marketingowym, należą
się autorowi osobne brawa.
Oczywiście
książka ma i swoją wadę. Postacie polityków i generałów
nacechowane są wyraźnie sympatiami i antypatiami autora, niby jego
prawo, bo jego fabuła, ale jednak wg mnie, gdy używamy
autentycznego bohatera, powinien być on bardziej autentyczny... a
mniej pomnikowy lub karykaturalny.
Książkę
Piotra Langenfelda serdecznie polecam jako lekturę łatwą i
przyjemną. Wojenną historię
dla czytelników mniej zaawansowanych, których nudzą książki
historyczne. Gdy znajdą tu historyczną alternatywę (w dobrym
opakowaniu) może zechcą poczytać coś więcej o historii, która
wydarzyła się przed „Czerwoną ofensywą”. Bardziej
zaawansowani czytelnicy wojennych historii niech przeczytają ją dla
akcji („piro i amo”) i dla zabawy intelektualnej, którą daje
tworzenie historii, która mogłaby się wydarzyć.
Zapewne
powinienem polecić „Kontrrewolucję” i „Plan Andersa”,
dalsze części „...ofensywy” ale jeszcze ich nie przeczytałem.
W
moim osobistym 6-gwiazdkowym rankingu: 5 z plusem.
Zubek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz